Las. Miejsce,
które znałam od dziecka i od dziecka często w nim przebywałam. Szłam jedną
z wielu ścieżek biegnących na teranie tego lasu. Świeciło słońce, a ja skrupulatnie się chroniłam przed jego promieniami w cieniach mijanych drzew. Mimo wszystko czułam jednak ich ciepło na swojej bladej skórze. Miałam na sobie zwiewną, kwiaciastą tunikę oraz beżowe rybaczki. Pamiętam, że lubiłam tę bluzkę, a tych spodni nie zakładałam od wieków.
z wielu ścieżek biegnących na teranie tego lasu. Świeciło słońce, a ja skrupulatnie się chroniłam przed jego promieniami w cieniach mijanych drzew. Mimo wszystko czułam jednak ich ciepło na swojej bladej skórze. Miałam na sobie zwiewną, kwiaciastą tunikę oraz beżowe rybaczki. Pamiętam, że lubiłam tę bluzkę, a tych spodni nie zakładałam od wieków.
Szłam sama.
Przystanęłam na chwilkę i zerwałam przydrożny biały kwiatek. Bardzo często
widywałam je kwitnące wiosną w naszym przydomowym ogrodzie. Lubiłam na nie
patrzeć, gdy wieczorami siadałam na huśtawkę i czytałam lub po prostu bez
konkretnego celu ukrywałam się tam przed całym światem. Wpięłam sobie ten kwiatek
w ciemne włosy, które w tej chwili swobodnie spływały falami na moje ramiona.
Szłam dalej, mając w głowie jedną myśl – iść. Na moich ustach błądził uśmiech,
a ja kręcąc się i śmiejąc na głos przypatrywałam się przyrodzie, którą właśnie
mijałam.
Nagle słońce
gdzieś się schowało, a jego miejsce zajęły ciemne chmury. Poczułam, że wzmógł
się także lekki wiaterek, który z minuty na minutę przybierał na sile. Otuliłam
się ramionami, gdyż zrobiło mi się zimno, i zaczęłam biec. Nie wiedziałam,
dokąd, bo nie pamiętałam tej części lasu. Był… inny. Nagle poczułam na sobie
czyjś wzrok. Przystanęłam i się rozejrzałam, ale nikogo nie zobaczyłam. Znów
zaczęłam biec, gdy usłyszałam jakiś cichy szelest, pochodzący z niedaleka. Znów
przystanęłam
i rozejrzałam się, ale bez skutku. Usłyszałam grzmot, a zaraz po nim granatowe już niebo przeszył złocisty piorun. Wiedziałam, że zaraz zacznie lać, więc biegłam ile sił w płucach. Zobaczyłam w oddali jakąś opuszczoną chatkę, która wyglądała nieciekawie, ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo było mi zimno i chciałam jak najszybciej uciec przed deszczem. Weszłam zdyszana do środka. Przystanęłam przy oknie i obserwowałam szalejącą naturę. Usłyszałam szelest dobiegający zza mnie i się odwróciłam. W tej samej chwili ktoś wbił ki ostrze prosto w serce. Świat zawirował, a ja zdążyłam jedynie spostrzec śmiejące się znajome, czarne oczy.
i rozejrzałam się, ale bez skutku. Usłyszałam grzmot, a zaraz po nim granatowe już niebo przeszył złocisty piorun. Wiedziałam, że zaraz zacznie lać, więc biegłam ile sił w płucach. Zobaczyłam w oddali jakąś opuszczoną chatkę, która wyglądała nieciekawie, ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo było mi zimno i chciałam jak najszybciej uciec przed deszczem. Weszłam zdyszana do środka. Przystanęłam przy oknie i obserwowałam szalejącą naturę. Usłyszałam szelest dobiegający zza mnie i się odwróciłam. W tej samej chwili ktoś wbił ki ostrze prosto w serce. Świat zawirował, a ja zdążyłam jedynie spostrzec śmiejące się znajome, czarne oczy.
Brryy!!! W moim pokoju zabrzmiał dźwięk budzika, co
wskazywało, na to, że pora wstawać
i szykować się do szkoły. Niechętnie wygramoliłam się z cieplutkiego łóżka i powlokłam się do łazienki. Aby się dobudzić ochlapałam twarz zimna wodą, co odniosło zamierzony skutek. Ziewnęłam
i wróciłam do sypialni po swoje ubrania. Otworzyłam szafę i przez chwilę przypatrywałam się jej zawartości, by dokonać wyboru, co na siebie włożyć. Moją uwagę przykuła kwiecista bluzka, którą miałam na sobie podczas mojego snu. Sen… Na myśl o nim przeszył mnie dreszcz. Mimo wszystko wybrałam tę bluzkę, bo nie mam zamiaru, aby moja chore sny psuły moją opinię na temat moich ubrań i abym przez głupie powiązania z nimi ich nie nakładała. Wzięłam do tego białe rurki i białą marynarkę. Z komody wyjęłam mój ulubiony srebrny pierścionek. Kiedyś należał do mojej mamy, więc była to jedna z niewielu pamiątek, które po niej miałam. Wszystko wzięłam ze sobą do łazienki
i położyłam na szafce. Przypomniałam sobie o wczorajszym małym znalezisku. Kręcił się teraz koło moich nóg. Zastanawiałam się, co ja z nim zrobię przez pół dnia jak nie będzie mnie w domu. Przecież nikt nie wie, że on tu jest. Postanowiłam, że zostawię go u siebie w pokoju z miseczką mleka
i jedzenia. Nie powinien się tu źle czuć, bo w nocy słyszałam, że swobodnie się krzątał po pokoju.
i szykować się do szkoły. Niechętnie wygramoliłam się z cieplutkiego łóżka i powlokłam się do łazienki. Aby się dobudzić ochlapałam twarz zimna wodą, co odniosło zamierzony skutek. Ziewnęłam
i wróciłam do sypialni po swoje ubrania. Otworzyłam szafę i przez chwilę przypatrywałam się jej zawartości, by dokonać wyboru, co na siebie włożyć. Moją uwagę przykuła kwiecista bluzka, którą miałam na sobie podczas mojego snu. Sen… Na myśl o nim przeszył mnie dreszcz. Mimo wszystko wybrałam tę bluzkę, bo nie mam zamiaru, aby moja chore sny psuły moją opinię na temat moich ubrań i abym przez głupie powiązania z nimi ich nie nakładała. Wzięłam do tego białe rurki i białą marynarkę. Z komody wyjęłam mój ulubiony srebrny pierścionek. Kiedyś należał do mojej mamy, więc była to jedna z niewielu pamiątek, które po niej miałam. Wszystko wzięłam ze sobą do łazienki
i położyłam na szafce. Przypomniałam sobie o wczorajszym małym znalezisku. Kręcił się teraz koło moich nóg. Zastanawiałam się, co ja z nim zrobię przez pół dnia jak nie będzie mnie w domu. Przecież nikt nie wie, że on tu jest. Postanowiłam, że zostawię go u siebie w pokoju z miseczką mleka
i jedzenia. Nie powinien się tu źle czuć, bo w nocy słyszałam, że swobodnie się krzątał po pokoju.
W łazience wzięłam szybki prysznic i założyłam
wcześniej naszykowane ubrania. Włosy związałam w wysoko umieszczony kok, a
kosmyki, które z niego się wyswobodziły lekko spięłam,
a część zostawiłam wolno, aby okalały moja twarz. Przejrzałam się w lustrze stojącym w sypialni.
Z szafki wyjęłam białe, korkowe sandały na koturnie, które idealnie pasowały do reszty stroju. Była dziś ładna pogoda, więc mogłam sobie pozwolić na taki ubiór. Wlałam kotkowi do miseczki mleko
i wyszłam z łazienki. Chwyciłam beżową torbę, którą często brałam do szkoły, gdy nie miałam zbyt dużo ciężkich książek. Zwykle jednak ciężkie książki nosiłam w plecaku. Zeszłam na dół, zostawiłam torbę i marynarkę w przedpokoju i weszłam do kuchni.
a część zostawiłam wolno, aby okalały moja twarz. Przejrzałam się w lustrze stojącym w sypialni.
Z szafki wyjęłam białe, korkowe sandały na koturnie, które idealnie pasowały do reszty stroju. Była dziś ładna pogoda, więc mogłam sobie pozwolić na taki ubiór. Wlałam kotkowi do miseczki mleko
i wyszłam z łazienki. Chwyciłam beżową torbę, którą często brałam do szkoły, gdy nie miałam zbyt dużo ciężkich książek. Zwykle jednak ciężkie książki nosiłam w plecaku. Zeszłam na dół, zostawiłam torbę i marynarkę w przedpokoju i weszłam do kuchni.
- Dzień dobry. – Z uśmiechem powitałam obecnych w kuchni. Naturalnie
nie było w tym gronie Jenny, bo jak zwykle miała zwyczaj schodzić jak
najpóźniej, a potem na złamanie karku się szykować, a ja
i Richard musieliśmy na nią czekać i ją poganiać.
i Richard musieliśmy na nią czekać i ją poganiać.
- Co zjesz na śniadanie? – Sympatycznie zapytała mnie Serena. Richard
popijał kawę i czytał poranna gazetę. Zdawał się nawet nie zauważyć mojej
obecności, ale dziś miałam zbyt doby humor, aby się tym przejąć. Prawdę mówiąc,
sama nie wiem, czemu byłam taka radosna.
- Zjadłabym tosta. – Odpowiedziałam po chwili zastanowienia.
- Zaraz będzie. Jenna na pewno też go zje. Zaraz je przygotuję. – Serena
z uśmiechem wzięła się za przygotowywanie śniadania. Nalałam sobie szklankę
soku pomarańczowego i w ciszy czekałam na śniadanie. Mój żołądek najwidoczniej
też nie mógł się go doczekać, bo donośnie się go domagał. Serena, która
najwidoczniej to usłyszała, dyskretnie się uśmiechnęła, a ja natomiast spiekłam
buraka. Nie lubiłam tego. Po chwili przede mną pojawił się talerz z dwoma
smakowitymi tostami. Szybko zaczęłam je
pochłaniać, aby zaspokoić żądze mojego żołądka. W międzyczasie zeszła do nas
Jenna. Niespodziewanie wcześnie zeszła, co mnie trochę zdziwiło, ale nie
zastanawiałam się nad tym długo. Ubrana
była w niebieski top oraz pocięte dżinsowe rurki. Zostawiła rozpuszczone swoje proste, słomiane
włosy. Wyglądała teraz beztrosko oraz niewinnie, że każdy mógłby się na to
nabrać. Każdy, ale nie ja. Wiedziałam, że pod tą słodką maską ukrywa się jędza.
Gdy zjadłam, szybko udałam się do siebie na górę i
wyszczotkowałam zęby. Pogłaskałam na odchodne kotka i zamknąwszy drzwi do
pokoju zeszłam na dół.
Na dole czekał już wyszykowany do odjazdu Richard.
Jenna zeszła zaraz za mną. Założywszy marynarkę wyszłam z domu razem Richardem.
W samochodzie usiadłam z przodu obok niego
i czekaliśmy na Jennę. Wyszła po kilku minutach i jak zwykle robiła mi wymówki, czemu to ja zawsze siedzę z przodu, a nie ona. Po kilku minutach Richard wysadza nas przed głównym wejściem do szkoły i udajemy się do środka. Oczywiście nie razem, bo Jenna nie chce, abyśmy były razem widywane. Ja zresztą także.
i czekaliśmy na Jennę. Wyszła po kilku minutach i jak zwykle robiła mi wymówki, czemu to ja zawsze siedzę z przodu, a nie ona. Po kilku minutach Richard wysadza nas przed głównym wejściem do szkoły i udajemy się do środka. Oczywiście nie razem, bo Jenna nie chce, abyśmy były razem widywane. Ja zresztą także.
Szłam teraz głównym korytarzem w kierunku szafek.
Czułam na sobie ciekawski wzrok niektórych osób. Nie wiem czemu na mnie
ukradkiem spoglądali. Nie byłam przyzwyczajona do takiej sytuacji. Może z
powodu mojego stroju? Szczerze mówiąc, to nigdy nie ubierałam się tak do
szkoły. Wolałam raczej dżinsy i ciemne bluzy, lub sweterki w stonowanych,
ciemnych kolorach. Dziś po prostu coś mnie tknęło, aby ubrać się inaczej. Wiele
dziewczyn w końcu się tak ubierało, więc nie było w tym nic złego.
Stanęłam przy swojej szafce i wyjęłam z niej swoje
granatowe vansy. Na początku miałam zamiar zmienić swoje sandały właśnie na nie
i po szkole chodzić w nich, ale teraz tak patrzę i wydaje mi się, że nie za
bardzo pasują. Zostałam, więc w moich koturnach. W końcu to nic dziwnego.
Wsadziłam do szafki z powrotem moje vansy i wyjęłam książkę od matematyki, bo
takowa miałam pierwszą lekcję. Chyba będzie trzeba tutaj poczekać, bo nasza
klasa od tego przedmiotu ucierpiała w wybuchu i znajdowała się spory kawałek
dalej. Zawsze narzekałam, że nasze szafki znajdują się zdecydowanie za daleko
od naszych klas.
Wyjęłam też materiały, o których zgromadzenie
poprosiła nas pani Somethin, gdy się ostatnio z nami widziała. Szłam teraz
korytarzem trzymając na rękach stor przeróżnych papierów
i gazet. Były dość ciężkie, więc musiałam uważać, aby nie stracić równowagi i ich nie opuścić.
i gazet. Były dość ciężkie, więc musiałam uważać, aby nie stracić równowagi i ich nie opuścić.
Poczułam, że ktoś mnie lekko potrącił, ale to
wystarczyło, aby wszystko mi wyleciało z rąk.
- Uważaj jak chodzisz! Co za idiota… - Wkurzona na tę osobę, ale i na
siebie od razu przyklęknęłam, aby to pozbierać.
- Przepraszam. Nie zrobiłem tego specjalnie. Pozwól, że ci pomogę. –
Zanim się zorientowałam, nauczyciel przykucnął i pomógł mi to zbierać. To był Ian
Hardly. Nawrzeszczałam na niego i do tego nazwałam go idiotą. Krzyknęłam tak
głośno, że na pewno wszyscy mnie słyszeli, a zwłaszcza on, więc pozostawało mieć
nadzieję, że nie weźmie tego do siebie. Czułam, że na moje policzki wpełza
rumieniec. Nie wiem, czemu, ale onieśmielał mnie. Odwróciłam wzrok i dalej
zbierałam to, co upuściłam. Po sekundzie pomógł mi to wszystko pozbierać, ale
ja dalej starałam się, aby nie zobaczył mojej zarumienione twarzy z zażenowaną
miną.
- Przepraszam. – Bąknęłam i szybko prawie, że pobiegłam w stronę mojej
klasy, tak, że nie zdążył nic do mnie powiedzieć. Wszyscy siedzieli w głównym
holu i czekali na nauczycielkę.
- Coś nasza starowinka się spóźnia… - usłyszałam niedaleko głos Cindy,
dziewczyny, z którą chodziłam do jednej klasy. Cóż, pani Somethin miała swoje
lata i zbliżała się do 55, ale uczyć umiała dobrze. Tego nie można było jej
zarzucić. Po chwili zauważyłam, że Ian zbliża się do naszej grupki osób.
Dopiero co ochłonęłam, a znów robiłam się czerwona.
- Dzień dobry! – Równocześnie wypowiedziały moje klasowe „Barbie”, gdy
tylko zauważyły nauczyciela. W szkole uchodził za ciacho, ale przecież to był
nauczyciel! Ciekawe, po co tu przyszedł.
- Witam młodzieży. Jestem tu, aby poprowadzić wasza lekcje matematyki.
– Opadła mi szczęka. Tego się nie spodziewałam. Wyglądało na to, że będę
musiała spędzić z nim najbliższą godzinę, ale dobrze, że siedzę w ostatniej
ławce w środkowym rzędzie. Nie jestem stamtąd dość dobrze widoczna.
- Od tej chwili przejmuję waszą klasę i będę was uczył matematyki na
stałe. – To był chyba sen.
– A teraz proszę, wejdźcie do klasy, bo od tej chwili tu będą się odbywały nasze lekcje. Lucy! To ci nie będzie potrzebne, więc możesz już to zostawić. - Powiedział do mnie, wskazując na materiały, które trzymałam. Przeszłam się szybko do szafki i to upchnęłam do niej. Wróciłam do klasy i zajęłam swoje miejsce, a nauczyciel w tej samej chwili sprawdzał obecność, a my w tym czasie zajmowaliśmy się swoimi sprawami.
– A teraz proszę, wejdźcie do klasy, bo od tej chwili tu będą się odbywały nasze lekcje. Lucy! To ci nie będzie potrzebne, więc możesz już to zostawić. - Powiedział do mnie, wskazując na materiały, które trzymałam. Przeszłam się szybko do szafki i to upchnęłam do niej. Wróciłam do klasy i zajęłam swoje miejsce, a nauczyciel w tej samej chwili sprawdzał obecność, a my w tym czasie zajmowaliśmy się swoimi sprawami.
- Więc co… może kartkóweczka na początek? – Rozległy się odgłosy
niezadowolenia i prośby, aby nie dziś itp.
- Nie marudźcie. To tylko kartkówka. Wyciągamy karteczki. – Wszyscy
niechętnie to zrobili,
a tymczasem nauczyciel podyktował 3 zadania. Dwa pierwsze zrobiłam w mgnieniu oka, ale nad trzecim musiałam się zastanowić. Nauczyciel natomiast przechadzał się po klasie i jak na złość przystanął obok mnie. Spoglądał na moją kartkę, a ja czułam się zażenowana i nieswojo. Przyciągnęłam kartkę bardziej do siebie tak, ze nie mógł już zobaczyć, co na niej jest. Mimo, że nie widziałam jego twarzy, wiedziałam, że się uśmiechną i ruszył dalej. Reszta lekcji upłynęła normalnie na robieniu zadań. Rozbrzmiał dzwonek. A wszyscy się spakowali i ruszyli w stronę drzwi. Ja również.
a tymczasem nauczyciel podyktował 3 zadania. Dwa pierwsze zrobiłam w mgnieniu oka, ale nad trzecim musiałam się zastanowić. Nauczyciel natomiast przechadzał się po klasie i jak na złość przystanął obok mnie. Spoglądał na moją kartkę, a ja czułam się zażenowana i nieswojo. Przyciągnęłam kartkę bardziej do siebie tak, ze nie mógł już zobaczyć, co na niej jest. Mimo, że nie widziałam jego twarzy, wiedziałam, że się uśmiechną i ruszył dalej. Reszta lekcji upłynęła normalnie na robieniu zadań. Rozbrzmiał dzwonek. A wszyscy się spakowali i ruszyli w stronę drzwi. Ja również.
- Lucy! – Nie zdążyliśmy wyjść z klasy i usłyszałam, że mnie woła.
Speszona zatrzymałam się, a inni natomiast zignorowali to.
- Proszę, abyś po ostatniej lekcji przyszła do mnie do biura. Musimy
porozmawiać. – Przez chwilę przypatrywał się mi badawczo, a potem dodał, że
mogę już iść. Wyszłam z klasy
zastanawiając się,
o co mu chodzi i o czym muszę z nim porozmawiać. Zastanawiało mnie to i z tą myślą, kotłującą się
w mojej głowie poszłam na kolejną lekcję, czyli angielski.
o co mu chodzi i o czym muszę z nim porozmawiać. Zastanawiało mnie to i z tą myślą, kotłującą się
w mojej głowie poszłam na kolejną lekcję, czyli angielski.