- I tak oto pracuje nasz układ krwionośny. – Tymi słowami podsumowała
cały wykład Elena, nasza nauczycielka biologii. Szczerze powiedziawszy to nie
miałam ochoty jej słuchać, szczególnie dla tego, że moim zdaniem nie była
mistrzem w uczeniu oraz starałam się pamiętać, aby jeszcze po lekcji zajrzeć do
sali matematycznej. Była to ostatnia lekcja, więc muszę się tam stawić na
prośbę Iana, nauczyciela matematyki. Nie wiedziałam, po co to, ale jakoś mi się
nie uśmiechała rozmowa z nim, zwłaszcza, że całkiem niedawno spędziłam noc w
jego domu, gdy byłam przytłoczona nowymi wiadomościami dotyczącymi mnie i mojej
rodziny. Jakoś powoli oswajam się z tymi wszystkim, ale wtedy tak nie było.
Dalej sobie wypominam swoją głupotę, że się zgodziłam u niego przenocować, lecz
z drugiej strony, gdzie bym poszła? Snułabym się po okolicach bez szczególnego
celu. Zresztą był też pierwszą osobą, której się wygadałam. Ulżyło mi wtedy,
gdy to wszystko wyrzuciłam z siebie
i łatwiej mi było zaakceptować te „nowiny”. Od tamtego poranka, gdy mnie odwiózł i przedstawił wszystkim okrojoną wersję wydarzeń, nie widziałam go. Do dzisiejszej matematyki.
i łatwiej mi było zaakceptować te „nowiny”. Od tamtego poranka, gdy mnie odwiózł i przedstawił wszystkim okrojoną wersję wydarzeń, nie widziałam go. Do dzisiejszej matematyki.
Zadzwonił dzwonek, a ja w spokoju spakowałam książki
do torby. Zeszyt pożyczyłam Emily, koleżance z klasy, która chciała nadrobić
notatki, bo przez dwa tygodnie jej nie było. Emily była jedną z niewielu osób w
klasie, z którymi chętnie rozmawiałam i żartowałam. Większość to typowi
sportowcy i „Barbie”, z którymi nie da się normalnie rozmawiać, bo „jesteś od
nich gorszy/ jak śmiesz się do nich odzywać”. Od dawna już z nimi nie
rozmawiałam, a od jakiegoś czasu nawet na nich nie zwracam uwagi.
Jak już wspominałam, Emily nie była jedną z nich.
Jakiś czas temu często się widywałyśmy
i spędzałyśmy wspólnie czas po lekcjach, ale nie wyszło z tego cos więcej niż koleżeństwo, Nie było tej nici sympatii, aby mogła przerodzić się z tego przyjaźń. Mimo wszystko byłyśmy w dobrych relacjach. Emily była niezbyt wysoką dziewczyną o ciemnej skórze. Miała średnio długie, kręcone włosy, które często związywała w chaotyczny kok, a buntownicze kosmyki unieruchamiała opaską. Miała ciemno brązowe oczy, których jej szczerze niekiedy zazdrościłam. Pochodziła z zamożnej rodziny. Jej tata był lekarzem, a mama natomiast architektem. Od roku spotyka się z Maksem, szkolnym mistrzem w biegach. Są naprawdę fajną i dopasowaną parą, więc życzę im szczęścia. Nie są w jednej klasie, bo chłopak chodzi do sportowej, a Emily nie jest pozytywnie nastawiona do tego przedmiotu. Mimo, iż kiedyś trenowała gimnastykę, to nie zapałała sympatią do tego przedmiotu.
i spędzałyśmy wspólnie czas po lekcjach, ale nie wyszło z tego cos więcej niż koleżeństwo, Nie było tej nici sympatii, aby mogła przerodzić się z tego przyjaźń. Mimo wszystko byłyśmy w dobrych relacjach. Emily była niezbyt wysoką dziewczyną o ciemnej skórze. Miała średnio długie, kręcone włosy, które często związywała w chaotyczny kok, a buntownicze kosmyki unieruchamiała opaską. Miała ciemno brązowe oczy, których jej szczerze niekiedy zazdrościłam. Pochodziła z zamożnej rodziny. Jej tata był lekarzem, a mama natomiast architektem. Od roku spotyka się z Maksem, szkolnym mistrzem w biegach. Są naprawdę fajną i dopasowaną parą, więc życzę im szczęścia. Nie są w jednej klasie, bo chłopak chodzi do sportowej, a Emily nie jest pozytywnie nastawiona do tego przedmiotu. Mimo, iż kiedyś trenowała gimnastykę, to nie zapałała sympatią do tego przedmiotu.
Pożegnałam się z dziewczyną i wyszłam z klasy. Szłam
szkolnym korytarzem, który już prawie świecił pustkami, a tylko gdzie niegdzie
można było wypatrzeć jakąś żywą duszę w postaci ucznia. Najpierw udałam się w
stronę szkolnych szafek, aby zostawić w niej większość książek, które w domu mi
się na pewno nie przydadzą, a potem odwróciłam się i wpadłam na kogoś, kto stał
za mną. Straciłam na chwile równowagę i bym o mało nie przewróciła się, ale w
tym samym momencie chwyciła mnie silna, męska dłoń. Bez problemu poznałam, do
kogo należy – do Matt’a Kendersona. Wokół mnie wirował silny zapach męskiej
wody kolońskiej, który czułam wczoraj, gdy był u nas
w domu.
w domu.
- Przepraszam, nic ci się nie stało? – Niepewnie pomógł mi powrócić do
równowagi, a ja zaraz po tym oddaliłam się od niego na bezpieczną odległość.
Tak naprawdę to nigdy nie mogłam się mu przyjrzeć, bo z resztą, po co? Teraz
widziałam, że był wysoki i to bardzo. Przewyższał mnie o jakieś 15 cm,
a może nieco więcej. Miał chaotycznie porozrzucane na głowie kosmyki jasnych włosów, które, co niechętnie przyznam, dodawały mu nieco uroku. Jasna, ale opalona cera oraz brązowe oczy. To też było ciekawe połączenie.
a może nieco więcej. Miał chaotycznie porozrzucane na głowie kosmyki jasnych włosów, które, co niechętnie przyznam, dodawały mu nieco uroku. Jasna, ale opalona cera oraz brązowe oczy. To też było ciekawe połączenie.
- Nie, wszystko jest oki. Nie wiedziałam po prostu, że za mną stałeś.
– Odparłam na wcześniej zadane pytanie. – Masz jakąś sprawę, czy tylko tak
sobie za mną stałeś?
- Nie, tak o. Zobaczyłem, że jeszcze jesteś i chciałem się przywitać.
Czy to coś złego?
- Nie… po prostu to się nigdy wcześniej nie zdarzało. – Rozejrzałam
się, ale nikogo nie było na korytarzu.
- No tak… - Zmieszał się oraz odwrócił ode mnie wzrok, a po chwili
dodał. - … Chciałem tylko przeprosić… - tym mnie kompletnie zaskoczył.
- Niby, za co?! Bo nie przypominam sobie nic…
- Za wczoraj… Jenna mówiła, że nikogo nie będzie…
- Oki… daruj sobie. Nic się nie stało, bo to nic, za co się
przeprasza. A poza tym nie chce wiedzieć nic.
-... Nie chodzi o nic takiego. Głupio mi się trochę zrobiło, choć sam
nie wiem, czemu… - Spojrzałam na zegarek wiszący na przeciwległej ścianie, by sprawdzić,
która godzina.
- Przepraszam Matt, ale musze iść… - Zamknęłam szafkę i wzięłam z niej
tylko podręcznik od angielskiego, a miałam jutro sprawdzian, więc trzeba mieć się,
z czego uczyć.
- Tak, naturalnie. To, co… to pa. – Lekko skinął głową na pożegnanie i
założył swój plecak, który do tej pory stał oparty o ścianę.
- Do widzenia. – Powiedział
jeszcze nim skręcił na korytarzu, a ja dopiero po jakiejś sekundzie
zorientowałam się, że to nie było do mnie. Obróciłam się i zobaczyłam
opierającego się o szafki nauczyciela matematyki. Jak długo tam stał? Nie
miałam pojęcia. Podeszłam do niego stawiając lekkie kroki. Mimo iż miałam buty
na koturnach to był ode mnie i tak wyższy o te kilka centymetrów.
- Właśnie do pana szłam. – Powiedziałam do niego i lekko skinęłam
głową w stronę gabinetu nauczyciela.
- Oczekiwałem ciebie zaraz po dzwonku, a minęło już trochę czasu, więc
wyszedłem sprawdzić, czy nie zapomniałaś o tym, że miałaś do mnie przyjść. –
Już nie opierał się o szafkę, ale stał z założonymi rękami. – Możemy iść? –
Zapytał, wskazując dłonią w kierunku swojego gabinetu. Zachęcającym gestem
dłoni wskazał mi, abym szła przodem.
- Tak, oczywiście. – Skierowałam się w stronę gabinetu. Wiedziałam
gdzie się znajduje, więc dotarłam tam bez najmniejszego trudu. Nauczyciel
otworzył przede mną drzwi, abym weszła. Wskazał, bym usiadła. Skierowałam się w
stronę zielonej sofy, która się tu mieściła. Była idealnie dopasowana do
harmonii kolorów, jakie tu grały. Wszędzie dominowały malachitowe ściany oraz
drewniane meble. Brązowe, drewniane żaluzje uniemożliwiały większości
promieniom słonecznym dostanie się do wewnątrz. Jedynie kilku się to udawało, a
przez to w pomieszczeniu panowała dostojna atmosfera. Na ścianach puste miejsca
zapełniały obrazy, które głównie przedstawiały różne krajobrazy. Nawet ich ramy
były perfekcyjnie dopasowane do stylu wnętrza. Usiadłam na. Naprzeciw mnie
znajdowało się wyglądające na wiekowe, eleganckie biurko. Na nim po prawej
zielona lampka, a po lewej, trzy ustawione jedna na drugiej, książki. Za
biurkiem stał drewniany, obity za zielono fotel. Jego wysokość była idealnie
dopasowana do wysokości biurka. To właśnie na nim w tej chwili usiadł
nauczyciel. Za nim znajdowała się półka doszczętnie zapełniona przeróżnymi
książkami. Miałam ochotę podejść
i wziąć do ręki którąś z tych książek i sprawdzić, o czym jest, ale powstrzymałam się, bo nie było to za bardzo na miejscu. Nie były w końcu moje, ale nauczyciela.
i wziąć do ręki którąś z tych książek i sprawdzić, o czym jest, ale powstrzymałam się, bo nie było to za bardzo na miejscu. Nie były w końcu moje, ale nauczyciela.
Nauczyciel… Siedział teraz na elegancki fotelu.
Swoją lewą ręką opierał o podłokietnik fotela, podpierając dłonią głowę.
Myślał.. Ale, o czym? Dopiero teraz zauważyłam jak był ubrany, bo wcześniej nie
zwracałam na to uwagi. Miał na sobie białą koszule, podwinięta do rękawów.
Wszystkie guziki nie były zapięte, co dodawało mu tylko uroku. Na koszuli była
szara, zapinana na guziki kamizelka, której guziki tym razem wszystkie były
dopięte. Miał też na sobie szare spodnie
z materiału, które najprawdopodobniej należały do tego samego kompletu, co kamizelka. Jego ciemne włosy były jak zwykle w nieładzie, który wydawał się wręcz perfekcyjny, a w jego czarnych oczach tkwiła łobuzerska iskra. Siedziałam tam analizując najdrobniejsze detale dotyczące jego twarzy. Lekki zarost, uśmiech. Zorientowałam się, że także mi się przygląda, więc szybko odwróciłam wzrok i utkwiłam go w zasłoniętym żaluzjami oknie. Przez chwile panowała niezręczna cisza, więc nie mogąc już jej znieść ani chwili dłużej, przerwałam ją.
z materiału, które najprawdopodobniej należały do tego samego kompletu, co kamizelka. Jego ciemne włosy były jak zwykle w nieładzie, który wydawał się wręcz perfekcyjny, a w jego czarnych oczach tkwiła łobuzerska iskra. Siedziałam tam analizując najdrobniejsze detale dotyczące jego twarzy. Lekki zarost, uśmiech. Zorientowałam się, że także mi się przygląda, więc szybko odwróciłam wzrok i utkwiłam go w zasłoniętym żaluzjami oknie. Przez chwile panowała niezręczna cisza, więc nie mogąc już jej znieść ani chwili dłużej, przerwałam ją.
- Więc… O czym chciał pan ze mną porozmawiać? – Mówiąc to zerknęłam na
niego, ale nie odważyłam się utkwić w nim wzroku na dłużej, lecz te zerknięcie
wystarczyło, abym dostrzegła, że na jego ustach dalej błądził ten roztapiajmy
uśmiech.
- Ach tak… Jak wiesz, pani Somethin już nie będzie prowadziła waszej
klasy. – Przerwał na chwilę, aby zobaczyć, czy zrozumiałam, co do mnie mówi. To
nie było nic, czego bym nie dowiedziała się wcześniej, więc lekko skinęłam
głową. Kontynuował.
- Wiesz, że co roku przyznawane są stypendia dla osób uzdolnionych
matematycznie z całego kraju, ale te osoby najpierw muszą udowodnić, że na nie
zasługują, pisząc test z zadań o odpowiedniej trudności. – Znów przerwał, a gdy
po raz kolejny skinęłam głową mówił dalej.
- Pani Somethin powiedziała, że powinnaś się zgłosić i spróbować
swoich sił. – Przerwał najwyraźniej oczekując mojej reakcji. – Jako, że ona cię
już nie uczy, to po prosiła, abym to ja zapytał cię, czy chciałabyś spróbować
swoich sił.
- Ale to nie ma sensu. – Odpowiedziałam spokojnym głosem, że aż mnie
samą to zaskoczyło. – Nie mam najmniejszych szans na to…
- Dlatego potrzebujesz kogoś, kto cię poprowadzi. – Szybko wtrącił pan
Ian.
- Poprowadzi…? Kto…? – Nie byłam do końca pewna, o co mu chodzi.
- Jeśli się zgodzisz, to ja mogę pomóc i poprowadzić Cię.