czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 7

Uczucie pływania. Woda, a ja na niej. Błogie uczucie. Pływam po bezkresnym oceanie. Ubrana jedynie
w przezroczystą sukienkę, która przez zmoczenie stała się jeszcze bardziej przezroczysta. Jestem okazana w całej okazałości, jak mnie Pan Bóg stworzył, ale to mi nie przeszkadza. Nawet nie zwracam na to uwagi. To jest tylko marny szczegół. Liczy się tylko to uczucie. Błogość. Mam zamknięte powieki i staram się wyciągnąć z tej chwili maksimum. Cichy szum wody. Woda ciepła. Powoli staję się bardziej senna. Opuszczają mnie siły. Sytuacja zmienia się diametralnie. Powoli, jednak sukcesywnie, tonę. Zanurzam się, a moje ciało nie chce walczyć. Rozum wie, że zaraz utonę, ale wszystko inne zdaje się tego nie zauważać. Powieki stają się okropnie ciężkie i zamykają się. Woda wdziera się do moich ust. Zmieniła się. Teraz jest zimna, wręcz lodowata. Moje ciało powoli się budzi. Zaczynam machać rękami, ale to nic nie daje. Dalej czuję ten niewidzialny głaz, który jest uwiązany do mojej nogi. Tonę. Już nic mnie nie uratuje.
 Brzdęk! Leniwie podnoszę ospałe powieki. Obudził mnie trzask spadającego na podłogę metalu. Spoglądam na zegarek i widzę, że jest 8:09. Powoli wracają wspomnienia i ogarnęła mnie lekka panika. Jestem w domu nauczyciela. Kurczę. Nagle wypełniła mnie pełna energia. Wstałam i poszłam do łazienki, która była bezpośrednio połączona z sypialnią. Pomieszczenie było urządzone nowocześnie, tak jak wszystko w mieszkaniu. Stanowczo dominował kolor złoty i wszystkie kolory pochodne lub nawiązujące do niego. Ściany były pomalowane na bordowy kolor, a dokładniej nazywany Wiśniowa Czekolada. Łazienka była spora. Gdy się do niej weszło, po prawej stronie rozpościerała się ogromna kabina prysznicowa. Wszystkie metalowe części były złote (przynajmniej tak wyglądały). Kabina była dopracowana w najmniejszych szczegółach. Gdy się na nią spojrzało czuło się podziw, gdyż było widać, że została zaprojektowana i wykonana na specjalne życzenie klienta.  Naprzeciw kabiny, po drugiej stronie łazienki znajdowała się długa na całe pomieszczenie lada, a na niej dwie wbudowane umywalki. Na dole, pod umywalkami były duże szuflady. Były one koloru beżowego. Umywalki rozdzielał wielki wazon z dużymi, białymi kwiatami. Wazon rozdzielał także dwa piękne lustra. Były one kwadratowe,
a ramy były złote.  Sufit był jednym wielkim lustrem. Dawało to świetny efekt wizualnego powiększenia pomieszczenia. Nie było na nim żadnego żyrandola. Światło dawały wyłącznie rozmieszczone na ścianach beżowo-złote kinkiety. W łazience nie było okien, w przeciwieństwie do sypialni, gdzie cała ściana była oknem, z którego rozpościerał się wspaniały widok na panoramę miasta. Łazienka była ewidentnie urządzona dla dwóch osób.
Stanęłam przed jednym z luster i zobaczyłam, że wyglądam paskudnie. Rozwichrzone włosy były moim największym problemem, a nie miałam, czym je doprowadzić do porządku. Po długich, acz nieskutecznych staraniach doszłam do wniosku, że lepiej będzie jak je po prostu zwiążę gumką. Tak też zrobiłam. Przemyłam także twarz, aby się odświeżyć. Na mydelniczce leżało mydło o zapachu wanilii. Mmmm…. Uwielbiam ten zapach. Wytarłam mokrą twarz i stwierdziłam, że wyglądam znośnie. Wyszłam z łazienki i podeszłam do drzwi, które wczoraj zamknęłam zaraz po wejściu do sypialni. Przekręciłam zamek, otwierając go i wyszłam z sypialni. Przeszłam przez salon oraz hol i weszłam do kuchni, w której zastałam nauczyciela.
- Ooo.. Dzień dobry! Widzę, że już wstałaś. – pan Hardy przywitał się z uśmiechem na ustach. Stał przy kuchence ewidentnie ubrany w piżamę. Składała się ona z szare gej koszulki z krótkim rękawkiem
i długich bawełnianych spodni w kratę. Wyglądał tak… zwyczajnie.
- Tak, już wstałam. – Chciałam również odpowiedzieć z uśmiechem, ale wspomnienia z poprzedniego wieczoru nie pozwalały mi na to.
- Sądziłem, że będziesz spała długo. Zwłaszcza zważając na to, w jakim stanie byłaś wczoraj. – Uśmiech zszedł z jego twarzy, a ja uświadomiłam sobie, że on nie ma o niczym pojęcia.
- Tak, wiem, ale obudził mnie hałas, a ja zwykle mam płytki sen. – Uśmiechnęłam się.
- To moja wina. – Facet podrapał się w głowę i wyglądał trochę niezręcznie. – Upuściłem patelnię na podłogę. Tak wiem, oferma ze mnie. – On także się uśmiechnął. – Czy przerwałem jakiś piękny sen
i przez to masz ochotę mnie ukatrupić? – Widać ma dobry humor, skoro od samego rana ma ochotę na żarty.  Także mi to zaczęło poprawiać humor i na mojej twarzy także zagościł znów szeroki uśmiech. – Jak tak, to mam na usprawiedliwienie to, że chciałem zrobić ci pyszne śniadanie? – Stał teraz z patelnią
w dłoni i wyglądało to tak, jakby była to jego broń, mająca go przede mną ochronić. Wyglądało to zabawnie.
- Nie, nie przerwał mi pan pięknego snu. Wręcz przeciwnie. Nie był za bardzo przyjemny.
- Masz bardzo ładny uśmiech. – Lekko się zakłopotałam, ale miło było to słyszeć. – Musisz się uśmiechać częściej. – On teraz także był uśmiechnięty, tak jak ja. Wyglądał niczym nastolatek, co nie często się zdarzało facetom mającym dwadzieścia-kilka lat. - A o czym był twój sen? Jeśli można spytać. – Usiadłam na krześle przy stole, a on stał teraz tyłem do mnie i smażył jajecznicę. A przynajmniej próbował, bo jakoś moim zdaniem marnie mu szło. Cała ta sytuacja była zabawna i powodowała, że znów uśmiechałam się jak głupi do sera.  Stwierdziłam, że nie było w nim nic złego i nic mi nie szkodzi, więc opowiedziałam mu sen.
- Woda symbolizuje z reguły to, co nieznane – sen o tym, że toniemy, jesteśmy pokonani przez tę potężną siłę, może symbolizować nasze zmagania z codziennością, ogromne emocje towarzyszące odbieraniu przez nas rzeczywistości lub problemy, które zdają się nie mieć rozwiązania. Być może to, co cię wczoraj zdenerwowało miało z tym cos wspólnego. – Nauczyciel mówił to, nakładając mi na talerz porcję smażonej jajecznicy. Odstawił patelnię i dosiadł się, po czym zaczął także zjadać swoje śniadanie. To, co powiedział skłoniło mnie do refleksji nad tym wszystkim, czego się wczoraj dowiedziałam.
- Być może ma pan racje i ten sen trochę nawiązuje do wczorajszego dnia… - pod napływem chwili opowiedziałam mu o tym, co się wczoraj zdarzyło, wspominając o kłótni z Jenny oraz konfrontacji
z ojcem oraz napominając o Jensonie, aż zakończyłam na chwili, gdy go spotkałam na drodze. Opowiedziałam wszystko jak najszybciej jak tylko zdołałam, gdyż to wszystko nadal wzbudzało we mnie silne emocje, dzięki którym z mojej twarzy ponownie zniknął uśmiech. Po wszystkim siedzieliśmy w ciszy. Siedziałam i przyglądałam się na niego, chcąc odgadnąć, o czym myśli. Widocznie zabrakło mu słów, aby to wszystko skomentować.
- Nie musi pan nic mówić. To moja sprawa i nie musi się pan niczym martwić. Niepotrzebnie obarczyłam pana swoimi „problemami nastolatki”. – Miałam nadzieję, że się odezwie, bo nie cierpiałam siedzieć
w takiej absolutnej ciszy.
- To, dlatego wczoraj znów to sobie zrobiłaś? – Nie patrzyła na mnie tylko w pusty już talerz. Jego oczy znów pociemniały tak jak poprzedniego wieczora. Dopiero po chwili zrozumiałam, co miał na myśli zadając mi te pytanie. Moje rany. – Czy to przez te wydarzenia znów to sobie zrobiłaś? – Dalej na mnie nie patrzył. Nagle ogarnął mnie wstyd. Nie wiem, czemu. Ja także opuściłam wzrok i nic nie odpowiedziałam. Wiedziałam doskonale, że teraz on na mnie patrzy. Nie miałam odwagi spojrzeć mu
w oczy.  Wstał, wziął brudne naczynia, po czym włożył je do zmywarki. Bez słowa wyszedł z kuchni
i udał się w kierunku swojej sypialni, zostawiając mnie samą z moimi, bijącymi się w mojej głowie, myślami. Miałam pewne wątpliwości, czy dobrze zrobiłam dzieląc się z nim tym, co mnie dręczyło oraz spędzało sen z powiek. Trudno. Stało się. Siedziałam tak jeszcze przez chwilę, a gdy usłyszałam, że wyszedł z sypialni wstałam i udałam się do salonu. Stanęłam przed nim. Wyglądał inaczej niż jeszcze kilka minut temu. W kuchni przecież był ubrany w zwykłą piżamę i uśmiechał się niczym nastolatek. Teraz był nienagannie ubrany w elegancka koszulę i szare spodnie z materiału. Brakowało tylko krawatu, ale to nic nie szkodziło. I tak budził respekt. Nagle poczułam, że trochę nadużywam jego gościnności. Dopiero teraz zrozumiałam, że stanął przede mną dorosły, odpowiedzialny facet, że był moim nauczycielem, a nie kolega. Znów powróciła rzeczywistość i to uczucie. Uczucie, że tu nie pasuję. O wiele bardziej wolałam, jak ten facet, który teraz przede mną stoi, stał przy kuchence jeszcze kilkadziesiąt minut temu
i z uśmiechem na ustach przyrządzał jajecznicę. Niestety nie potrafiłam już dojrzeć w tym eleganckim mężczyźnie, który przede mną stał tego, który stał przede mną niedawno. Dwa różne oblicza.
- Czy … może mnie pan odwieść do domu? – Nie wytrzymałam tego napięcia i powiedziałam to cicho, ale wystarczająco, by to usłyszał. Stałam ze spuszczoną głową, wpatrując się w podłogę. On równie cicho odpowiedział „tak”.  Przeszłam do holu i założyłam moje buty, a on w tym czasie podszedł do komody stojącej w salonie i wziął kluczyki do samochody, leżące w szklanej misie. Bez słowa wyszliśmy z jego mieszkania i poszliśmy do jego samochodu. Wsialiśmy i pojechaliśmy. Trwaliśmy tak w ciszy, która stawała się coraz bardziej nieznośna. Widocznie on także odczuwał dyskomfort tej sytuacji i postanowił w końcu włączyć radio. Z głośników popłynęły powolne dźwięki Taylor Swift - Safe & Sound . Cóż… lepsze to niż, nieznośna cisza. Wsłuchałam się w słowa piosenki i głęboko zaczęłam się zastanawiać. Te słowa były… zapadające do serca. W tym momencie przynajmniej. Przez humor i bałagan, jaki miałam
w głowie. Wpatrywałam się w widok za oknem, nucąc refren.
Just close your eyes
The sun is going down
You'll be alright
No one can hurt you now
Come morning light
You and I'll be safe and sound
Fakt, przy nim czułam się bezpieczna. Rano choć na chwilę zdołał oderwać mnie od rzeczywistości
i sprawił, że na moich ustach zawitał uśmiech. Emanowała od niego niesamowita energia. Działał na mnie… po prostu uspokajająco. Nadal jechaliśmy nie odzywając się do siebie. Między nami był tylko lub aż głos Taylor. Czułam teraz to wszystko, o czym śpiewała. Trafna piosenka na ten moment nie ma, co.
W końcu dojechaliśmy do mojego domu. Dopiero teraz zrozumiałam, że będę musiała się wytłumaczyć gdzie byłam całą noc, a faktem było, że jeśli powiem prawdę to to chyba nie będzie dobrze odebrane przez wszystkich. Wyniknął z tego kłopoty. Dla mnie i niego. „Niego”. Od kiedy jesteśmy na TY… Nie, to nie jest TY, to mój nauczyciel.
- Lepiej będzie, jeśli powiem, że zobaczył mnie pan, jak chodziłam ulicami miasta i wzbudziło to
w panu pewne podejrzenia. Zabrał mnie pan do kawiarni na śniadanie i zaraz potem przywiózł do domu. – Kłamstwo to była konieczność, lecz nie zamierzałam wyrzucać prawdy z mojej głowy. Kłamstwo miało zaspokoić innych. – To powinno ich zaspokoić. – Dalej nie patrzyłam na niego. Czułam się gorsza… po tym jak wyznałam, co się wczoraj stało.
- Ograniczy mój udział w tym do minimum. – Powiedział to cicho, ale wystarczająco bym usłyszała. – Ale to chyba dobrze. Nie będziemy mieć dodatkowych problemów. Wejdę z tobą do domu i opowiem twoim rodzicom…
- Oni nie są moimi rodzicami! – W tej chwili czułam przypływ złości. Odwróciłam wzrok i spojrzałam na niego.
- … dobrze. Powiem im oficjalną wersję wydarzeń. To, co naprawdę się wydarzyło niech zostanie między nami. – Nie był zły. Był … szary. Zmęczony. Nie wiem, czemu, ale nagle miałam ochotę go pocieszyć, ale nie wiem, co spowodowało taką zmianę jego nastroju. Odpowiedziałam cicho.

- Przecież nic złego się nie wydarzyło. Po prostu pomógł mi pan. To wszystko. – Teraz to on na mnie nie patrzył. Miał spuszczony wzrok. Chciałam już to mieć za sobą.– Chodźmy.

______________________________________________________________
Do przeczytania! :)

1 komentarz:

  1. No wkońcu sie doczekalam! :D
    Jeeej, lubie tego nauczyciela :)

    OdpowiedzUsuń