piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 3

Niestety moje nadzieje się nie spełniły. Jutro miały być urodziny Jenny, więc trzeba było przyszykować dom, a jako, że lekarz stwierdził, że nic mi nie jest to musiałam pomagać
w przygotowaniach.  Oczywiście nie byłam wśród osób zaproszonych na imprezę, ale ktoś musiał odwalić brudnął robotę.
- Uff... nareszcie prawie koniec. Muszę tylko powiesić ozdoby w salonie. – weszłam do pomieszczenia, gdzie na środku pokoju stała drabinka. Miałam na rękach wielkie pudło ozdób kupionych specjalnie na tę okazję. Postawiłam je na podłodze. Wzięłam  serpentyny i weszłam na drabinę. Niestety nie mogłam dostać do haczyków, na których miałam zaczepić ozdoby. Byłam za niska do tego. Ugh... Wyciągnełam się najbardziej jak tylko mogłam i prawie dosięgałam.
- Chyba potrzebujesz pomocy. – głos przestraszył mnie i zachwiałam się na drabinie po czym potknęłam i zleciałam z niej wprost w czyjeś męskie ramiona.
- Nie sądziłem, że zrobię na tobie aż takie wrażenie. – byłam trzymana w tej chwili w silnych ramionach chłopaka z ogrodu. Na jego twarzy malował się uśmiech. Nie miałam pojęcia co go tak śmieszy, ale miałam podejrzenia, że moja mina spowodowała ten uśmiech. Byłam całkowicie zaskoczona. Nie spodziewałam się, że go spotkam w najbliższym czasie. Tym bardziej w moim domu. Tymczasem on nadal z uśmiechem na ustach mi się przyglądał.
- Możesz mnie już puścić. – powiedziałam do niego, a on od razu mnie wypuścił. Niestety zakręciło mi się w głowie.
- Nie jestem pewien. Dobrze się czujesz? Hej! – kręciło mi się w głowie coraz bardziej, aż zemdlałam. Ostatnią rzeczą, którą widziałam był on łapiący mnie przed upadkiem.


- To wszystko jest wynikiem wczorajszych wydarzeń. Powinna odpoczywać. Jej organizm jest słaby. Do tego badania wykazały lekki wstrząs mówgu. Lekarz, który ją wczoraj badał ewidentnie popełnił błąd. Zostawimy ją na obserwacji przez jakiś czas. – gdzieś w pobliżu słyszałam głos, który z każdym kolejnym słowem był wyraźniejszy. Powoli otworzyłam oczy. Zauważyłam, że jestem w jakimś pomieszczeniu, ale nie swoim pokoju. Przy drzwiach stał prawdopodobnie lekarz, mój ojciec oraz chłopak z ogrodu.  Na początku nikt na mnie nie zwrócił uwagi, ale gdy próbowałam się trochę podnieść to  mimowolnie jęknęłam z powodu bolągej głowy.
                W tej samej chwili wszystkie twarze zwróciły się w moją stronę. Pierwszy odezwał się lekarz najprawdopodobnie do mojego ojca.
-  Widzi pan. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Niedługo pana córka będzie w pełni sił, ale nadal musi pozostać na obserwacji. – lekarz podszedł do mnie i skierował światełko małej latareczki najpierw w moje jedno oko a potem w drugie, pytając mnie o różne rzeczy typu czy mnie coś boli
i czy dobrze słyszę. Procedura...
                Potem wstał i poprosił mojego ojca, aby poszedł z nim do gabinetu, bo jest sporo szczegółów na mój temat do omówienia. Zostałam sama. Prawie.
- Napędziłaś mi dużo strachu tym omdleniem. Zresztą nie tylko mi. – chłopak przypomniał mi o swojej obecności.
- Niby komu jeszcze,
- Twój tata także się zmartwił.
- Śmiechu warte. To tylko pozory. Zresztą. – nie miałam ochoty o tym rozmawiać. – Kim jesteś i skąd się wziąłeś w moim domu?
- Ach tak. Całkiem o tym zapomniałem. Nazywam się Jenson.
- A co się stało? Niewiele pamiętam i do tego wszystkiego głowa mi pęka.
- Tak jak mówiłem w ogrodzie, niedawno się wprowadziłem i chciałem poznać sąsiadów. Przyszedłem sie przywitać i poznałem twoją siostrę oraz dostałem zaproszenie na imprezę. Niespodziewanie zobaczyłem ciebie i chciałem się przywitać oraz sprawdzić czy mnie pamiętasz, ale chyba się zaskoczyłem i zachwiałaś się na drabince. Złapałem cię, a gdy postawiłem na ziemię to po chwili zemdlałaś. Zawołałem twoją siostrę a ona owaszego ojca, a że nie mogliśmy cię ocucić to zawieźliśmy cię na pogotowie. Długo byłaś nieprzytomna...
- Ile?
- Odkąd cię przywieźliśmy minęło 5 godzin. Na szczęście już się obudziłaś, ale będziesz musiała tu trochę zostać, bo badania wykazały...
- ... lekki wstrząs mózgu. Tak, akurat to wiem. Była to pierwsza rzecz jaką usłyszałam po przebudzeniu.
- Lekarz mówił, że to w wyniku wczorajszych wydarzeń. Stało się wczoraj coś poważnego? – zapytał delikatnie Jenson, nie chcąc się narzucać.
- Wczoraj, gdy byłam w szkole ktoś podłożył bombę.
- Słyszałem coś o tym. Podobno było kilka ofiar.
- Owszem. Ja miałam szczęscie, bo byłam na parterze, a wybuch miał miejsce na drugim piętrze. – poczułam lekki smutek. Nie chciałam o tym rozmawiać. Do pokoju wszedł mój ojciec i poinformował mnie, że musi wracać do domu, ale jest pewien, że sobie poradzę. Powiedział też, że jutro do mnie przyjedzie. Miałam wrażenie, że w naszych relacjach coś drgnęło. Mam nadzieję, że to nie tylko moja wyobraźnia, ale niestety sądzę, że to wszystko z powodu obecności Jensona. To mogła być zwykła szopka.
- A więc... ja sie przedstawiłem, ale ty nadal nie zdradziłaś mi swojego imienia. – całkowicie zapomniałąm, że on nie wie jak ja mam na imię.
- Jestem Lucy. – chciałam się podnieść i podac mu dłoń, ale ból mi to uniemożliwił.
- Ładne imię. Zresztą tak jak twoje oczy. Można by rzec Oczy Anioła.– powiedział to nieśmiało, ale po chwili na jego twarzy również zagościł szeroki uśmiech. Kolejna osoba, która komplementuje moje oczy. Chyba naprawdę jest w nich coś nietuzinkowego.
- Dziękuję... – troszeczkę się chyba zarumieniłam. Wdech, wydech, wdech... – jest już trochę późno. Powinieneś już chyba iść.
- Czyżby nie odpowiadało ci moje towarzystwo? – zapytał z szarmanckim uśmiechem., godnym samego Casanowy. – Skoro tak, to będę się zbierał. – powoli zaczął się ubierać, jakby od niechcenia. Pękłam.
- Ja cię nie wyganiam, ale ty chyba także śpisz. Jeśli chcesz możesz mnie jutro odwiedzić. – zaproponowałam jakby od niechcenia. W rzeczywistości moje ciało tego pragnęło. Gdy tylko przypominam sobie ten sen to...

- Zgoda. Teraz wrócę do siebie, ale jutro bądź przygotowana, że cię odwiedzę. Nie chciałbym aby powtórzyło się to, co stało się dzisiaj. Strasznie ciężka jesteś. -  z jego ust nie schodził uśmiech. Rzuciłam w niego poduszkę, ale ten zaczął się jeszcze bardziej śmiać. – Okej, okej... Nie jesteś taka ciężka. – Dalej się śmiał, a ja znów w niego rzuciłam. To była ostatnia poduszka, więc  zabrakło mi amunicji. Jenson podniósł obie poduszki i mi je podał. – okej, już pobrze. Poddaję się. – Założył bluzę
i zmierzał w strone drzwi. Na odchodne sie pożegnał, mówiąc – Dobranoc, Aniele. – i wyszedł
z pokoju. Mnie natomiast wmurowało. Aniele, jak to brzmiało. Rozpływałam się mysląc  o tym przez dłuższy czas, aż zasnęłam. 

________________________________________________________________________________
Do przeczytania! xx

1 komentarz:

  1. Jesteś niesamowita, naprawdę :) Zerkałam to codziennie i w końcu się doczekałam rozdziału!
    Myśle, że coś będzie między Lucy a chłopakiem z ogrodu :)
    Zapraszam do mnie, nie było mnie ponad rok ale staram się wrócić :)

    OdpowiedzUsuń