czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 5

Jest sobota. Dzień wielkiego sprzątania w całym domu. Zwykle obowiązki były podzielone pomiędzy mnie i Jennę. Ja sprzątałam salon, łazienkę, pokój gościnny i swoją sypialnię. Jenna sprzątała swój pokój, kuchnię i część salonu, podchodzącą pod jadalnię.  Sypialnią ojca i Sereny oraz resztą szczegółów sprzątania zajmowała się Serena. Zawsze wstawałam wcześniej i zaczynałam sprzątanie zaraz po porannej toalecie.  Nigdy przed sprzątaniem nie jadłam śniadania. Dopiero jak skończyłam. Dzisiejszy dzień to także typowa sobota, więc nic nie powinno ulec zmianie. Posprzątałam w swoim pokoju na samym początku, łazienkę na końcu przed myciem podłogi. Natomiast teraz przeniosłam się do salonu i natknęłam się na Jennę, sprzątającą jadalnię. Ostatnio humor mi dopisywał, więc nawet nie zwracałam na nią uwagi.
- Widzę, że humorek dopisuje. – Niestety, tą błogą ciszę przerwała moja siostra.
- A i owszem. Dlatego nie mam zamiaru się z tobą kłócić. – Odpowiedziałam jej opanowanym głosem, mimo, że zwykle nawet najmniejsze słowo, które padło z jej ust sprawiało, że wewnątrz wrzałam. Doprowadziły do tego liczne kłótnie, nieporozumienia oraz stosunek ojca wobec niej.
- Zapewne to zasługa naszego nowego sąsiada. Wpadł Ci w oko. Uuu… Niewinna Lucy, stroniąca od chłopaków chyba znalazła swojego księcia z bajki. – W jej głosie można było usłyszeć wyraźną drwinę oraz typowy dla tego gatunku chichot. – Ale ja na twoim miejscu bym sobie nie robiła nadziei. Takie ciacho jak on nie interesuje się takimi typami jak ty. Daruj go sobie, gdyż wiem, że masz na niego ochotę. – Dalej chichotała, co powoli przyczyniało się do zepsucia mojego spokoju poprzez wydostanie się na zewnątrz głęboko ukrytego w ostatnich dniach mojego gniewu i niechęci do tej osoby.
- Mylisz się. Nie zmienię się przez jedną znajomość. Wiem, do czego zmierzasz i nie dopuszczę do tego. Dziś nie dam się sprowokować, abyś tak jak ostatnio zbroiła coś, a potem to wszystko zrzuciła na mnie wykorzystując do tego słabość ojca do twojej osoby. – Aby uspokoić emocje przeszłam do najdalszej części salonu, aby byś jak najdalej Jenny.
- A propos. Wychodzę zaraz z przyjaciółkami, więc musisz dokończyć moją część sprzątania, czyli kuchnię.
- Nie ma mowy! – Mój spokój znów odpływał ustępując miejsca złości.
- Za późno. Tatuś już się zgodził. Nie masz wyboru. – Zostawiłam całe sprzątanie tak jak było i udałam się do gabinetu ojca. Był prawnikiem, więc miał swoje miejsce w domu.

- Czy to prawda?! – Nie potrafiłam utrzymać swoich emocji na wodzy. Nie ukrywał nawet, że od razu domyślił się, o co mi chodzi.
- Tak, to prawda, jeżeli chodzi ci o to, że dziś będziesz miała troszeczkę więcej obowiązków. – Jego opanowany głos mnie wnerwiał.
-, Ale to niesprawiedliwe! Jej nigdy nie każesz robić czegoś za mnie. Nawet wtedy, po wybuchu musiałam przygotowywać wszystko na tę jej głupią imprezę urodzinową, a ona …
-, … ale impreza i tak nie doszła do skutku. Nic się nie udało z twojej winy.
- Jak to z mojej! Przecież to nie moja wina, że zemdlałam i musieliście mnie wieść do szpitala? I tak to na ciebie nie wpłynęło, bo w szpitalu odwiedziłeś mnie dwa razy i zatrudniłeś tę głupią pielęgniareczkę, aby się mną zajmowała, a sam miałeś mnie nie powiem gdzie! Nawet po mnie nie przyjechałeś…
- Nie tym tonem młoda damo! – Jego spokój także znikł.
- Czasami się w zastanawiam, czy w ogóle jesteś moim ojcem! Zawsze tylko Jenna, Jenna… Jakbyś nie miał innej córki.  – Gniew powoli ustępował miejsca rozgoryczeniu. W moich oczach zaczęły pojawiać się łzy, ale nie dam mu tej satysfakcji i nie złamię się przed nim. Zacisnęłam zęby i nie pozwoliłam łzom opuścić moich oczu.
- Jesteś niesprawiedliwa. Mówią przez ciebie emocje, które kłębiły się w tobie przez stres, którego niedawno doznałaś. Zapewne także hormony, bo nie oszukujmy się w tym wieku to normalne. Puszczę to w niepamięć, ale musisz przeprosić.
- Żartujesz?! Nie mam najmniejszego zamiaru cię przepraszać, gdyż to wszystko wyszło z twojej inicjatywy. – Znów gniew na zmianę z goryczą był słyszalny w moim głosie. – Powiedz mi! Co ja ci takiego zrobiłam?! No powiedz! – Znów złość.
- Nie unoś się tak! Pamiętaj, kim jestem.
- No i co z tego? Ty nigdy się ze mną nie liczyłeś! Czemu? To z winy mojej, czy może mamy?! Może ci ją przypominam?! Przecież to ty ją zdradziłeś, nie ona…! – W tej chwili czułam, że dostałam siarczysty policzek, aż upadłam na kolana. Ból był okropny, ale zacisnęłam zęby i stałam ze spuszczoną głową. Nigdy nie czułam się bardziej upokorzona niż teraz. Ale on zaczął mówić, lecz niestety usłyszałam coś, czego nigdy nie chciałabym usłyszeć.
- Masz rację. Twoje przemyślenia są słuszne – nie jestem twoim biologicznym ojcem. – Jego głos był przepełniony zawiścią i gniewem, ale nie zwykłym gniewem, lecz takim, który jest najniebezpieczniejszy. Taki, nad którym nie można racjonalnie zapanować. – Twoja matka mnie także zdradziła. Nie była taka święta jak ci się wydawało… - mówiąc to, nie patrzył mi w oczy.
- To kłamstwo… ona nigdy nie byłaby zdolna…
- … owszem była. To Serena karmiła cię tymi kłamstwami, nie ja. Idealizowała ją i tyle. Nie chciałabyś nienawidziła własnej matki… Czuła się winna temu wszystkiemu, ale niepotrzebnie. Zresztą sama długo nie wiedziała, że jestem twoim ojcem. Ja także byłem pewien, że jesteś moją córką. Do czasu pogrzebu twojej matki.. Był na nim pewien facet, w wieku twojej matki. Pracowali razem. Wiem, że dobrze się dogadywali, bo często byli partnerami w różnego rodzaju projektach. To jego obecność na pogrzebie wzbudziła moje wątpliwości, które szybko się potwierdziły po badaniach DNA. Nie mogłem w to uwierzyć… Postanowiłem z nim porozmawiać… przyznał się, że mieli romans, choć na początku się wypierał. To był koniec mojego wyobrażenia o niej… Postanowiłem, że nikt się nie dowie o tym, że nie jesteś moją córką. Po kilku dniach gniew ustąpił i zrozumiałem… - ma chwilkę się zatrzymał, ale ja nie byłam w stanie, nie miałam dość sił, aby coś powiedzieć. - … My już od dawna nie byliśmy małżeństwem. Między nami nie było żadnych uczuć. W końcu sam przecież byłem w tej samej sytuacji… Rozumiałem to, że wdała się w romans. Stało się to z tych samych powodów, co mój romans, z Sereną…. – Głowę nadal miał opuszczoną. Nie patrzył na mnie - … sposób, w jaki cię traktuję. Jak to ujęłaś „mam cię gdzieś? …. To wszystko nie jest spowodowane tym, że przypominasz mi swoja matkę.  To przez złość, jaką czuję względem tego faceta i decyzji, jaką ona podjęła, nie mówiąc mi prawdy… Ja miałem przynajmniej odwagę się przyznać… - i tym zakończył swój monolog. Ja natomiast nie mogłam nic wyksztusić z siebie.  Szok… Wstałam z kolan i udałam się w stronę mojego pokoju. Nie chciałam nikogo widzieć ani z nikim rozmawiać. Było sporo popołudniu… Weszłam do pokoju. Przekręciłam zamek w drzwiach i rzuciłam się na łóżko. Z moich oczu wreszcie zaczęły płynąć łzy, które od dawna szukały wyjścia. Podniosłam się i wyjęłam z małej skrytki nieduży notatnik. Wzięłam z komody długopis i po otworzeniu wiekowego zeszytu zaczęłam notować…


Drogi Pamiętniku!
Właśnie przed chwilą zawalił się mój świat… Wszystko, w co dotychczas wierzyłam, wszystko, co mnie dookoła otaczało okazało się kłamstwem, złudzeniem, którym żyłam i byłam karmiona latami… Po raz pierwszy od 2 lat tu zajrzałam… Nic mnie jeszcze nie doprowadziło do takiego stanu. Mam wrażenie, że moja dusza rozbiła się na miliony maleńkich kawałeczków. Mój ojciec nie jest moim ojcem. Ja nie jestem Lucy… gdyż Lucy jest córką mojego ojca i tu błędne koło się zamyka.  Więc kim jestem? To nie jest mój świat, to nie jest moje życie. Niemal zapomniałam swój ból, ten, który siedział w mojej głowie i nie chciał odejść… Znów się pojawił. Zagłuszyła go odrobina szczęścia, jaką udało mi się zasmakować na rozmowach Jensonem, które oderwały mnie od życia, problemów i … mnie samej. Teraz powróciły ze zdwojoną siłą… I co mam teraz zrobić? Ten ból znów jest nie do zniesienia…

Odłożyłam długopis i pamiętnik na pościel. Wstałam i udałam się w stronę łazienki. Z najniższej szafki wyjęłam moje zbawienie od tego bólu… Poprzednie rany już się zagoiły i widoczny był tylko lekkie kreski na rękach. Pierwszy ruch i już przypomina mi się to uczucie… Jedna kreska już jest… a z niej spływają powoli strużki ciemnej krwi. Błogość i wolność od myśli… liczy się tylko to uczucie… Powoli wracam do rzeczywistości. Nie chcę tego, wiec robię kolejne nacięcie i znowu… W końcu przestaję, bo czuję, że mi się kręci w głowie. Straciłam za dużo krwi jak na jeden raz… a poza tym mój organizm
i tak jest osłabiony innymi wydarzeniami z ostatnich dni.  Owinęłam rękę bandażem. Na lewej ręce widoczne były cztery czerwone linie. Usiadłam na skraju łóżka... I myślałam. Nie chciałam zostać
w tym miejscu. Nie teraz, nie narazie. Wstałam i wyszłam z mojego pokoju przez okno. Poszłam do Jensona. Jest moim przyjacielem… a może kimś więcej? Jedno wiem na pewno: muszę stąd iść i chcę iść do Jensona. Jego dom jest jedynym miejscem, jakie mi przychodzi do głowy.

Idę alejką prowadzącą do jego domu. Już jestem niedaleko. W jego salonie pali się światło. Chyba
z kimś jest w domu. Trudno, nie powinnam przeszkadzać. Dziewczyny nie ma - to wiem na pewno. Podeszłam bliżej i oniemiałam. Stałam w bezruchu. Szok. Nie mogłam uwierzyć w to, co wiedzę… Jenson był w salonie z jakimś mężczyzną w swoim wieku. Podszedł do niego i go przytulił, ale nie wyglądało to jak przyjacielski uścisk. Wszelkie moje wątpliwości zostały rozwiane. Nie ma dziewczyny, traktuje mnie jak koleżankę. Nie mogłam się ruszyć ze zdumienia. On jest gejem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz