niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 4

Obudziło mnie ćwierkanie ptaka. Minęły trzy dni odkąd tu jestem. Leniwie się przeciągnęłam
i otworzyłam oczy. Byłam w szpitalnym pokoju. Drzwi były zamknięte, natomiast okno otwarte na oścież. Na parapecie siedział malutki skowronek. Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że dochodzi 11.
- Uff… panno, długo spałaś.  – Powiedziałam do siebie, po czym wstałam i poszłam do łazienki, która była przyłączona do pokoju. Przemyłam twarz, a gdy wyszłam czekała na mnie pielęgniarka.
- Dzień dobry. –To Anna, która na prośbę mojego taty będzie tutaj moją osobistą pielęgniarką. Powiedziała, że zrobił to, abym miała jak najtroskliwszą opiekę. -  Tutaj jest twoje śniadanie. Nie budziłam cię. Wołaj mnie, jakbyś czegoś potrzebowała. – Pomogła mi usadowić się na łóżku, po czym podała mi śniadanie i wyszła. Znów zostałam sama z moimi myślami.
   Gdy skończyłam jeść, zaczęła mi doskwierać poważna nuda. Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Pokój nie był za duży, ale też nie był mały. Ściany miały niebieski kolor, a sufit był biały. Na ścianie, naprzeciw drzwi były dwa wielkie okna. Natomiast na środku prostopadłej do niej ściany stało łóżko,
a na nim ja. Obok stał mały stolik, a po drugiej stronie łóżka stała mała komódka.
- Witam, nie przeszkadzam? – Z rozmyślań wyrwał mnie męski głos. Podniosłam głowę i ujrzałam kogoś, kogo nie sądziłam, że zobaczę w tym miejscu. W drzwiach stał pan Ian Hardly.
- Dzień dobry. Nie, nie przeszkadza pan, ale co pan tutaj robi? – Miał na sobie błękitną koszulę, i szare spodnie od garnituru. Jego lekko zwichrzone ciemne włosy dodawały mu tylko uroku. Speszyłam się, bo zrozumiałam, że on stoi przede mną taki elegancki, a ja leże w szpitalnym łóżku w piżamie. Szybko podciągnęłam kołdrę wyżej, ale i tak czułam się głupio. To w końcu nauczyciel.
- Przyszedłem odwiedzić tutaj panią Elenę. – Elena to nauczycielka biologii. Wysoka, długonoga blondynka. Nie cierpię jej. Ocenia niesprawiedliwie i wyróżnia osoby typu Jenna. – Przechodziłem korytarzem obok pokoju i zobaczyłem ciebie, jak spałaś. Nie wiedziałem, co jest, gdyż wczoraj lekarz powiedział, że nic ci nie jest, więc zapytałem pielęgniarki. Powiedziała, że wczoraj przewieziono cię tu nieprzytomną. Zobaczyłem, że już się obudziłaś, więc chciałem zobaczyć jak się czujesz. – Podszedł do pokoju i zatrzymał się na końcu łóżka.
- Dziękuję panu, dobrze. A jak z … panią Eleną? – Zapytałam tylko i wyłącznie z grzeczności. Ciekawe, co go z nią łączy? Pracuje w szkole tak krótko, a już ta harpia zarzuciła na niego sieci. Szkoda mi go…
- Czuje się lepiej. Podczas wybuchu przebywała na pierwszym piętrze, ale ma tylko skręcona kostkę. Tylko, gdyż mogło być o wiele gorzej. A ty, kiedy wychodzisz? – Zmienia temat, dobrze.
- Dziś mam badania i się okaże. Jeśli będą dobre to dziś, a jak nie to pobędę tu jeszcze kilka dni. – Badania powinnam mieć zaraz. Pewnie niedługo przyjdzie po mnie lekarz. Zobaczymy…
- Hej, mała. Ooo dzień dobry. – Do pokoju wparował Jenson. Nasze relacje ostatnio się zacieśniły. Często tu wpadał. Nadal pamiętam, jak nazwał mnie Aniele, ale nie powtórzył tego już.  Na początku jego uśmiech był promienny, ale gdy zobaczył pana Iana to jego oczy skuł lód. Po raz pierwszy go takim zobaczyłam, ale po chwili znów na jego ustach zagościł uśmiech. Nie widziałam twarzy pana Iana, ale coś mi mówi, że także nie był uśmiechnięty. Panowała niezręczna cisza, a pokój był wypełniony testosteronem. To było bez sensu. Nie mogłam tego znieść.
 -Hej, Jenson. Co cię tu sprowadza?
- Przecież, codziennie do ciebie wpadam. – Powiedział to raczej do nauczyciela niż do mnie. Dziwne… -
a poza tym spotkałem twojego lekarza na korytarzu. Powiedział, abym zabrał cię na badania.
- Och, to dobrze. – W moim głosie słuchać było ulgę, gdyż miałam nadzieję, że badania będą dobre
 i będę mogła opuścić to miejsce.
- To ja już chyba pójdę. Do zobaczenia Lucy, wracaj do zdrowia. – Nauczyciel pożegnał się ze mną, uścisnął dłoń Jensona, po czym wyszedł. Jenson natomiast zabrał mnie do gabinetu mojego lekarza.


- Wszystkie badania są prawidłowe. Może pani dziś opuścić szpital, ale proszę się nie przemęczać przez minimum tydzień, jeśli nie chce pani tu znów trafić. – Pan doktor się lekko do mnie uśmiechną, po czym zwrócił się to Jensona. – A ty Jensonie zawieź ją bezpiecznie do domu. Jej ojciec ci zaufał, ale także mi. – Lekarz zwracał się po imieniu do Jensona, gdyż jest jego wujkiem. Dowiedziałam się o tym niedawno, jak doktor i Jenson spotkali się przypadkowo w moim pokoju. Doktor natomiast jest dobrym znajomym mojego ojca. Podobno mieszkali razem w jednym pokoju w akademiku podczas studiów. W czasach, gdy tata poznał mamę.
    Wróciłam to mojego „pokoju”, wzięłam swoje ubrania i się przebrałam. Potem spakowałam swoje rzeczy. Przyszedł Jenson i wziął moją torbę i razem poszliśmy po wypis. Nareszcie wyszłam
z tego miejsca.
- Masz ochotę na obiad zanim cię odstawie do domu? – Tym pytaniem Jenson mnie zaskoczył, ale prawdę mówiąc miałam dość szpitalnego jedzenia, więc się zgodziłam.
- Jasne, że tak.
- Więc chodźmy do samochodu. – Jenson włożył moją torbę do bagażnika swojej Toyoty Prius. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w miasto. Był ciepły, słoneczny dzień. Jenson zatrzymał się przed małą kafejką. Zamówiliśmy obiad. A raczej Jenson zamówił: ziemniaki z kotletem z kurczaka. Za to ja mogłam wybrać deser. Padło na puchar z lodami.  Gadaliśmy o różnych głupotach. Skończyliśmy obiad i wzięliśmy się za lody.
- Mam pytanie, kim był ten facet, którego zastałem u ciebie dziś jak przyszedłem.
- To nauczyciel matematyki w mojej szkole. To on był ze mną podczas tego wybuchu, no wiesz.. – Nie wiem, czemu go to interesowało.
- Długo go znasz..? – Zapytał nieufnie. Boi się chyba poruszać ten temat.
- Szczerze, to poznałam go w dniu wybuchu. Na korytarzu szkolnym. – Nie mogę więcej powiedzieć. Ale właściwie, co mam więcej powiedzieć? Nie wiem o tym nauczycielu nic. Gdybym dalej ciągnęła tą sytuację sprzed wybuchu wtedy pewnie bym wygadał się na temat Jenny. Postanowiłam zmienić temat. – Jak tam lody, pyszne?
- O tak. Wiesz, co dobre. Haha – Znów ten promienny uśmiech. – A czego uczy ten nauczyciel?- Kurczę, nie daje się zbić z tropu.
- Uczy matematyki.
- Wiem, że to głupie pytanie i nie mam prawa o to pytać, ale czy ciebie z nim cos łączy…? – Zadając to pytanie nie patrzył mi w oczy, a mnie ono wprawiło w osłupienie.
- Cos ci na głowę upadło? Pewnie, że nie. To przecież nauczyciel. Jak ci to mogło przyjść w ogóle do głowy? Odwiedził mnie przypadkiem, bo był u innej nauczycielki poszkodowanej w wybuchu. Po prostu, nie rozumiem, co ci przyszło do tej głowy… - uśmiechałam się, mimo, że w środku się gotowałam, ale nie była to złość tylko cos innego, nie wiem do końca, co…
- Ok, ale jak zobaczyłem go przy twoim łóżku, jak tak patrzył na ciebie… To nie wiem. Samo się mi to nasunęło…
- Głupku. To tylko twoja wyobraźnia. Haha – chciałam zakończyć ten temat. – Dobra jedz i spadamy.
- Ok już kończę. Ale ty i on… to na pewno nic nie ma…?
- Och … mówię ci to któryś raz. NIE. Zresztą to wbrew moim poglądom. Wg mnie romans nauczyciela
i uczennicy jest nieetyczny. Nigdy bym się ni wplątał w takie coś.

- Ok. Tylko wydało mi się to trochę podejrzane… ok, ok tylko nie patrz tak więcej na mnie. Wierze ci. Skończyłem, możemy jechać. – Wstaliśmy od stolika i poszliśmy do samochodu, nie poruszając już więcej tego tematu. Wydaje mi się, że Jenson jest takim moim przyjacielem. Fajnie, bo nigdy nie miałam prawdziwego przyjaciela.  Dojechaliśmy do mojego domu. Tata uciął sobie krótką pogawędkę
z Jensonem a ja się rozpakowałam. Gdy wyszłam z powrotem na dwór, Jenson się żegnał z moim ojcem, więc i ja się pożegnałam. Jenson wrócił do domu. I tak minął cały dzień.

___________________________________________________________________________________
Do przeczytania! xx 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz